Może
i trening jest moim ulubionym zajęciem, ale nawet jak zarywam noc by
trenować, lubię ją potem odespać. Tej nocy nie dość, że nie
ćwiczyłem, to jeszcze się nie wyspałem. A jakby tego było mało,
to po tej akcji z tą małą zołzą, Pantherlily nie dawał mi
spokoju i wypytywał, czy aby na pewno dobrze się czuję, można by
rzec, że mnie śledził.
Jak
tak ma się kończyć każdy gest litości z mojej strony, to ja
dziękuję bardzo. Nie piszę się na to.
Poprawiłem
z lekką irytacją biały kapelusz i spojrzałem na sporych rozmiarów
zegar na budynku. 19:55. Za dokładnie pięć minut parada miała
ruszyć przez miasto, by zabawiać przyjezdnych, a tej dziewuchy jak
nie było, tak nie ma. Jeszcze trochę, a ten kretyn Natsu znowu
rozpęta jakąś bójkę z tym całym Gray'em i zamiast pięknej
parady będzie totalna klapa. W sumie, to dziwię się, że
wytrzymali już w swoim towarzystwie te pół godziny, gdyż to
właśnie na 19:30 wszyscy mieli się stawić w gildii, bez wyjątków.
Ale
ta mała chyba uważała się za wyjątek.
Przekląłem
cicho pod nosem, rzuciłem kapelusz pod nogi i zdeptałem go.
Pierwsza myśl: ta menda mnie wystawiła. Ja tu kurde jej pomagam
wygoić rany, nawet zaprowadziłem ją do kogoś, kto pomógł jej
zatuszować blizny, a ta mnie olała. Jak ją tylko dorwę w swoje
ręce...
-Hej,
Redfox! Redfox! - odwróciłem się na pięcie w stronę, z której
dobiegł mnie damski głos. Pijaczka w końcu przedarła się przez
tłum i zatrzymała tuż przed podestem, na którym siedziałem. Może
łatwiej byłoby jej tu dotrzeć, gdyby nie beczka w objęciach.
Ubrana była w wyjątkowo skąpy strój składający się praktycznie
z samych dzwoneczków i piór. Z resztą, nie ona jedyna się tak
nosiła. Czemu Makarov kazał mi niańczyć akurat tą francę, czemu
nie mogłem mieć na platformie tą całą Czarodziejkę Gwiezdnych
Duchów...? Pióra i dzwoneczki na niej wyglądały wyjątkowo
kusząco. Ale, kurde, nie. -Widziałeś Mirę?
-Nie
– burknąłem, nie kryjąc swego poirytowania. Dziewczyna
westchnęła ciężko.
-Miała
pójść się tylko napić i wyparowała – mruknęła zrezygnowana
i odwróciła się na pięcie, jednak całkowite wycofanie się ktoś
jej uniemożliwił. -Uhh, uważaj jak chodzisz. Co za ludzie... - to
mamrocząc szatynka zniknęła, a moim oczom ukazał się ten 'ludź',
który uniemożliwił jej powrót.
-Jakbyś
nie taszczyła ze sobą tej beczki to byłoby łatwiej – mruknęła,
strzepując z ramienia niewidzialny pyłek. To jest chyba
niewidzialny, nie przyglądałem się jej ramieniu, tylko jej...
całej. Tak, tak właśnie.
-Któż
to się pojawił – rzuciłem chłodno, ale musiałem przyznać, że
wyglądała całkiem ciekawie. Krótka, czerwona spódniczka w kratę
i biała bluzka wiązana na szyi z odsłoniętymi plecami. Skąd to
wiem? Bo błękitne włosy zostały przycięte i uformowane w specyficznego, celowo
klapniętego irokeza. Duże oczy mocno podkreślone tak samo jak
usta, zaś całości dopełniały wysokie, czarne kozaki z
wywiniętymi cholewami. Ale to czarny, wijący się na plecach smok
był wisienką na tym torcie. Muszę przyznać, że prezentował się
imponująco na jej bladej cerze i skutecznie odwracał uwagę od
licznych blizn. Dziewczyna wskoczyła na podest i stanęła
naprzeciwko mnie z nazbyt pewną siebie miną i dłońmi na biodrach.
-Bij
pokłony przed swoją panią, Redfox – uśmiechnęła się
bezczelnie, tak, jak ja zwykłem to robić. I w tym momencie mój
zachwyt nią prysnął jak bańka mydlana. Irytująca dziewucha.
Wstałem, i już miałem pokazać jej, gdzie znajduje się jej
miejsce w szeregu, gdy głos mistrza ogłosił rozpoczęcie się
parady i kolorowy korowód ruszył. Ale to nic... ta dziewucha chyba
mimo wszystko nie wiedziała, z kim zadziera. Niebieska poczwara,
wredna, głupia, irytująca jędza...
(…)
Parada
jak co roku miała swoją niesamowitą siłę, dzięki której
oczarowywała wszystkich: mieszkańców, przyjezdnych, a także
samych magów, którzy teoretycznie mogliby zorganizować taką samą,
o ile nie lepszą paradę u siebie w mieście. Chociaż, takiego
wachlarza talentów i tylu Zabójców Smoków nie miała żadna z
istniejących gildii. Tyle barw, tyle magii i piękna, że trudno
było skupić spojrzenie na jednej konkretnej rzeczy. Przystojni
magowie, popisujący się swoimi umiejętnościami, urodziwe
czarodziejki, odziane w pióra i dzwoneczki, lśniące w blasku
kolorowych światełek, pokazujące magię, która spokojnie mogłaby
uśmiercić... Były nawet latające koty, unoszące się ponad
całością z gracją, niczym anioły chroniące tą wybuchową
magiczną mieszankę od zagłady. Każdy miał z grubsza określone
zadanie, jednak poza tym panowała tu czysta spontaniczność. A
szczególnie na platformie, na której odbywał się pokaz mieniącego
się barwami ognia i zimnego, bezlitosnego metalu. Pokaz ów
rozpoczęła gra na gitarze Czarnej Stali, następnie błękitnowłosa
spaliła mu gitarę swoim nieuważnym ciosem no i... I od tamtego
momentu wszyscy uważają tą prawdziwą walkę za zwykłe popisowe
starcie, poświęcając mu całą swoją uwagę.
Ludzie
mają naprawdę dziwne upodobania.
Tak
czy inaczej tak walka jak i parada musiały dobiec końca. To
pierwsze zakończyło wkroczenie Laxusa pomiędzy walczącą dwójkę.
Mag czując, że lada moment cała platforma pójdzie z dymem,
wskoczył na nią, by następnie dokładnie nad nią przywołać Halę
Grzmotów. To tylko bardziej przykuło uwagę wszystkich, zaś na
Gajeela i Alice podziałało samo pojawienie się blondyna.
Dziewczyna automatycznie się uspokoiła, rumieniec wpełzł na jej
policzki i nieudolnie próbowała go ukryć, tworząc różnego
rodzaju kurtyny z ognia, zaś Czarna Stal dostał niepohamowanego
napadu śmiechu i gdyby nie strzelanie błyskawic, to cała Magnolia
słyszałaby ten dziki rechot. Zabawne było to, że wnuczek Makarova
nie miał zamiaru brać udziału w paradzie… ale widząc nieznajomą
postać niebieskowłosej kobiety, której nie skojarzył sobie z
blondynką poznaną dzień wcześniej, postanowił, iż wkroczy do
akcji i przy okazji będzie mieć powód by potem zamienić z nią
parę słów. Jako przyszły mistrz gildii jego obowiązkiem było
znać swoje wróżki.
Gdy
w końcu parada dobiegła końca, cała zgraja magów zaczęła
cieszyć się z kolejnego udanego święta. No, poza trójką magów,
którzy mieli inne sprawy na głowie…
-Jesteś
strasznie niezdarna, mała. Ciesz się, że nasza walka nie skończyła
się gorzej – rzucił brunet w stronę schodzącej z podestu
kobiety. Tuż za nią zeskoczył młody Dreyar.
-Mogłeś
skołować gitarę z jakiegoś niepalnego materiału – mruknęła w
odpowiedzi.
-Nie
planowałem występu z tobą, płomyku.
-A
ja w ogóle nie chciałam występować, to ty mnie namówiłeś!
-Uspokójcie
się, dzieciaki – warknął na nich Sztuczny Zabójca i odetchnął
ciężko. -Czemu zaczęliście walczyć?
-Bo
ta niezdara spaliła moją gitarę! - Gajeel zaplótł ręce na
klatce piersiowej, miotając błyskawicami z oczu. Rzeczona
„niezdara” prychnęła.
-To
była twoja wina, plątałeś mi się pod nogami!
-Nie
zaczynajcie od nowa… - Laxus wyglądał na zmęczonego. Może
jednak rozdzielanie tej dzieciarni było złym pomysłem, gdyby nie
to, to leżałby sobie teraz na swojej kanapie w swoim domu i
odpoczywał po ostatniej misji, a tak… -Nie mam ochoty was dłużej
pilnować więc ładnie się pogódźcie – oznajmił tonem
nieznoszącym sprzeciwu. Błękitnowłosa, wciąż usiłująca
zasłonić twarz włosami, a także wściekły brunet chwilę
mierzyli się spojrzeniem, by w końcu podać sobie dłonie i
natychmiast od siebie odskoczyć. -No wreszcie. A teraz ty masz wolne
a ty pójdziesz ze mną. Mam do ciebie parę pytań – i nim
którekolwiek z nich zdążyło zareagować, Laxus chwycił za
szlufkę spodni Alice niczym Gajeel dzień wcześniej, podniósł ją,
przerzucił sobie przez ramię i ruszył w sobie tylko znanym
kierunku.
Podczas,
gdy na powoli niknącej w mroku nocy twarzy szarookiej malowało się
błaganie, Redfox stał jak wryty nie wiedząc dokładnie, co się
właściwie stało. Gdy to już do niego dotarło, jęknął
męczeńsko. Mimo, iż obiecał pomóc jej zachować jej tożsamość
w tajemnicy i unikać spotkań z Laxusem w cztery oczy, teraz
niewiele mógł zrobić. Jeny, jakie to męczące… jakby ta
oderwana od rzeczywistości rodzinka nie mogła znaleźć sobie
innego powiernika…
Mężczyzna
z całej siły kopnął jakiś kamyk, który przeleciał ze świstem
parę metrów do przodu.
-Co
za ludzie – westchnął i ruszył powolnym krokiem ulicą przed
siebie, wciąż zastanawiając się, jak pomóc Alice wydostać się
z tej kłopotliwej sytuacji.
Cześć, cześć! :3
Dłuugo nie pisałam, gomenesai! Wena trochę poszła w inną stronę no i... ale już jest opowiadanie, więc to chyba najważniejsze, prawda? ^^
Tak czy siak, Ogon Wróżki prawdopodobnie wróci do życia, zatem obie autorki serdecznie zapraszają do odwiedzania, komentowania, czy jak tam tylko chcecie okazać swoją aktywność ^^
Sayo :3